tag:blogger.com,1999:blog-65772596027703109832023-11-15T09:22:36.433-08:00Igrzyska Śmierci: Oczami PeetySugestywnahttp://www.blogger.com/profile/18158795288883825997noreply@blogger.comBlogger3125tag:blogger.com,1999:blog-6577259602770310983.post-2471391594494906012014-01-24T03:03:00.001-08:002014-01-24T03:03:21.860-08:00Rozdział II<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">Primrose, Prim. Siostra
Katniss i ulubienica mojego taty. Jest taka drobna, słodka,
niewinna. Myślę o całym złu, które spotka ją na arenie, o tym
jak błaga jakiegoś obrzydliwego zawodowca o litość. Widzę ból
Katniss, kiedy małe ciałko jej ukochanej siostry przyjeżdża w
sosnowej trumnie do domu, bo ona nie ma szans na przetrwanie w
Głodowych Igrzyskach. Zresztą nie opłakiwałaby jej tylko garstka
najbliższych. Ktokolwiek ją poznał, zaraz polubił. Widzę jak
roztrzęsiona podchodzi do podium, ale zapomniałem o Katniss.
Podbiega do siostry, krzycząc jej imię i zasłania ją własnym
ciałem, jakby chciała obronić przed całym złem Kapitolu. Chrypi
zdesperowana:</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Zgłaszam się na
ochotnika! Chcę być trybutem!!!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="" name="_GoBack"></a><span style="font-size: small;">Tego
się chyba nikt nie spodziewał. W Dwunastym Dystrykcie każdy
kojarzy trybuta z trupem, więc ochotników nie było od bardzo,
bardzo dawna. A może nawet nigdy. Teraz Katniss próbuje wyswobodzić
się z objęć Prim, ale ona trzyma ją jak imadło. Nagle
spostrzegam Gale’a, który przedziera się przez tłum, odrywa od
siebie siostry i niesie młodszą do jej matki. Widzę, jak się
tulą, szlochając.</span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Proszę, proszę oto
duch Igrzysk! – Effie jest zachwycona. W końcu coś się dzieje w
jej nudnym Dystrykcie. – Jak się nazywasz?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Katniss Everdeen.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Och, idę o zakład, że
wylosowałam twoją siostrę… Nie chcesz żeby całą nagrodę
zagarnęła tylko dla siebie? – ta kobieta jest po prostu żałosna.
Zastanawiam się, czy jest tak głupia czy tak beznadziejnie żartuje.
Sam nie wiem, co gorsze. – Gromkie brawa dla naszej dzielnej
ochotniczki!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">Nikt z tłumu nie ma
zamiaru wykonać polecenia. Stoimy w ciszy i tym sposobem chcemy
oddać hołd tej niesamowicie odważnej dziewczynie i kochającej
siostrze. Wtem mój sąsiad wykonuje gest największego uznania:
dotyka palcem wskazującym, środkowym i serdecznym ust i wyciąga w
kierunku Katniss. To oznaka prawdziwego szacunku i ogromnego podziwu,
znak pożegnania wykonywany najczęściej na pogrzebach i to
sporadycznie. Ale tej dziewczynie należy się. Po króciutkim
wahaniu również przyłączam się do fali rąk. Katniss rozgląda
się i pierwszy raz od wejścia na scenę widać po niej uczucia. Do
tej pory przybrała kamienną maskę, a teraz można odnaleźć na
jej twarzy paletę emocji: niedowierzanie, zaszczyt i wzruszenie.
Nawet na Haymitchu robi to wrażenie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Podoba mi się ta mała!
– woła tocząc się przez scenę. – Ma dużo… hartu ducha!
Więcej od was! – krzyczy do kamery. Chce jeszcze coś dodać, ale
pijany nie utrzymuje równowagi i stacza się z podium. Czemu on
zawsze robi z Dwunastki pośmiewisko? – myślę, ale zaraz
uzmysławiam sobie, że tym razem mentor wykazał się również
odwagą. Żeby tak otwarcie szydzić z Kapitolu. Spoglądam na niego
w zupełnie innym świetle. Obserwuję człowieka, który był tak
sprytny, odważny i szalony, że wygrał Głodowe Igrzyska.
Zastanawiam się, czemu zaczął pić. Ma przecież wszystko: dom,
pieniądze, sławę. Żonę może z łatwością zdobyć, ale on woli
szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Nie rozumiem. Nie mogę
zrozumieć. Ale Effie w Abernathym widzi tylko obleśnego pijaka,
którego trzeba z daleka omijać, kogoś kto robi pośmiewisko z jej
pierwszych ciekawych dożynek. Zamierza uratować sytuację, więc
znowu truchta na wysokich szpilkach w stronę kuli z nazwiskami
chłopaków.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Dzień pełen emocji! –
radośnie oznajmia. – Za chwilę znowu mocne wrażenia… Pora
wybrać trybuta spośród chłopców! – chwyta pierwszą lepszą
karteczkę i nawet nie zdążam złapać kciuków za siebie, bo od
razu słyszę:</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- PEETA MELLARK!</span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">O nie! O nie nie nie! To
chyba jakiś kiepski żart… To niemożliwe! Każdy trzynastolatek
ze Złożyska ma więcej wpisów ode mnie! Widzę, że wszyscy na
mnie zerkają, więc postanawiam nie być gorszy od Katniss. W miarę
możliwości przybieram twarz pewnego siebie rycerza gotowego ruszyć
do boju i wdrapuję się na scenę. Wszystkie reflektory skierowane
są na mnie, a ja myślę tylko o tym, że będę musiał zabić
Katniss. Nie, nie zabijesz jej! Kochasz ją przecież i nie jesteś w
stanie tego zrobić. Z resztą Katniss ma tu kochającą rodzinę i
najlepszego przyjaciela, a ja nic z tych rzeczy. To z jej powrotu
cieszono by się bardziej. Zaraz jednak odzywa się we mnie samolubny
głosik: „Peeta, przecież ty też masz przyjaciół. Nawet więcej
niż ona! Zastanów się, co ty robisz… Pomyśl o Delly i o innych
znajomych!”. Zaraz jednak zduszam w sobie te podszepty. Katniss
utrzymuje cały dom, a bez ciebie doskonale by sobie poradzili.
Wracam do Dożynek i Effie Trinket, która właśnie pyta o
ochotników. No jasne, na pewno ktoś mnie zastąpi! Już wyobrażam
sobie Flana, jak się zgłasza i omal nie pękam ze zdławionego,
wisielczego humoru. Przecież on mnie nie cierpi. Oczywiście nie ma
ochotników, żaden chłopak nie chce wrócić do domu w trumnie. Nic
dziwnego! Ale ja niestety w taki sposób skończę. Katniss ma bardzo
duże szanse na wygraną, a ja jej w tym pomogę. Często jadłem jej
wiewiórki na obiad, nigdy nie trafiała w ciało, zawsze strzała
była wbita w oko. Dodatkowo całkiem nieźle musi się obchodzić z
nożem skoro poluje. Wszystko przemawia na jej korzyść. Podczas
tych moich rozmyślań burmistrz kończy przemówienie i daję znak
do uściśnięcia sobie dłoni. Wyciągam do niej rękę i w
momencie, gdy ją chwyta uświadamiam sobie, że pierwszy raz ją
dotykam. Całe moje ciało przechodzi gwałtowny dreszcz szczęścia
tak nieodpowiedni do tej sytuacji. Odruchowo ściskam mocniej dłoń
Katniss i patrzę w jej szare oczy. Wtedy przypominam sobie ten
dzień, kiedy widziałem ją pod moim domem i podarowałem jej dwa
chleby. Jej źrenice powiększają się i wiem, że dziewczyna
pomyślała o tym samym. Przynajmniej mnie pamięta.</span></div>
Sugestywnahttp://www.blogger.com/profile/18158795288883825997noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6577259602770310983.post-1763335117754005792014-01-21T06:59:00.000-08:002014-01-21T06:59:13.237-08:00Prolog<div style="color: black;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; line-height: 115%;">- Ty
gówniaro! Co ty tutaj robisz? Mam dość smarkaczy, którzy przetrząsają moje
śmieci! Wynocha! Won mi stąd…! – usłyszałem moją fantastyczną mamusię.
Spojrzałem przez okno i zobaczyłem wychudzoną twarz Katniss Everdeen patrzącą
nierozumiejącym wzrokiem na mamę. Nie dziwiłem jej się. Ja też gdybym zobaczył
taką wredną jędzę wypadającą z wrzaskiem z mieszkania, nic bym nie zrozumiał.
Ale co ona robi przy moim domu? –
pomyślałem, oglądając jej drobną figurkę z mocno wystającymi obojczykami. Wtedy
skojarzyłem fakty. Kości na wierzchu, matka krzycząca coś o śmieciach,
ogłupiała z głodu Katniss trzymająca w ręku pokrywę od kosza na odpady z
piekarni. Ona głoduje, i to jak. Popatrzyłem na jej zapadnięte oczy, nadgarstki
grubości cienkiej gałązki i nóżki jak dwa patyki. Wtedy wpadła moja matka drąc
się:</span></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;">
<span style="font-size: small; line-height: 115%;">- A ty, co
się gapisz? Do roboty! Po co ja trzymam u siebie te darmozjady? Żadnego pożytku
z nich nie ma… - wysłuchałem wiecznie powtarzającej się litanii przekleństw
dotyczących mnie i moich braci. Zwykle mnie po prostu nudziła, ale teraz byłem
wściekły. Mimo, że co tu dużo mówić, bałem się własnej matki, zdecydowałem, że
nie mogę stać i patrzeć jak najfantastyczniejsza dziewczyna na świecie umiera z
głodu. Ale co zrobić?</span></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;">
<span style="font-size: small; line-height: 115%;">- Peeta,
włóż do pieca tą tacę bochenków – usłyszałem głos ojca. No i wiedziałem.
Ładując szuflą chleby, niby przypadkiem dwa upuściłem w ogień. I wtedy dopiero
rozpętało się piekło…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;">
<span style="font-size: small; line-height: 115%;">- Peeta, ty
niezdaro, co ja mam za syna? Gówno, nie syn. Nawet, tępaku, nie potrafisz
załadować porządnie cholernych chlebów. Wracaj lepiej do tych swoich
beznadziejnych lukrowych kwiatków. Ty przeklęty smarkaczu! – wrzeszczała ta
kobieta, która podobno jest moją matką, unosząc rękę. Nagle poczułem straszny
ból na policzku.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;">
<span style="font-size: small; line-height: 115%;">- Synu, mam
nadzieję, że rozumiesz, że właśnie pozbawiłeś całą rodzinę śniadania? – odezwał
się łagodnie tata. On nigdy nie krzyczał, kochał mnie ponad wszystko. Często
zastanawiałem się, jak to się stało, że poślubił taką jędzę, jaką jest moja
mama. Zdecydowanie, zasługiwał na kogoś lepszego. Teraz jednak wyczułem w jego
głosie lekkie zdenerwowanie. Nic dziwnego. Zawsze, gdy rano u ojca w piekarni
pojawiali się Strażnicy Pokoju i nie było pełnej tury porannego pieczywa,
musieliśmy oddawać własne śniadanie, nieważne czy było czerstwymi bułkami czy
świeżutkim chlebkiem.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;">
<span style="font-size: small; line-height: 115%;">- Idź,
wyrzuć to świniom, ty durna istoto! – no, to już oczywiście nie mój tata.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;">
<span style="font-size: small; line-height: 115%;">Szybko
wyszedłem przed dom i rozejrzałem się. Katniss leżała pod jabłonką i patrzyła
na mnie z nadzieją. Dla niepoznaki, cisnąłem kawałek bochenka prosiakom, a
resztę rzuciłem dziewczynie. Udając, że nic się nie stało, wszedłem z powrotem
do znienawidzonego domu. Byłem szczęśliwy. Nie przeszkadzała mi nawet pulsująca
bólem pręga pod okiem.</span></div>
Sugestywnahttp://www.blogger.com/profile/18158795288883825997noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6577259602770310983.post-77815731794751115002014-01-21T06:58:00.001-08:002014-01-21T07:01:34.096-08:00Rozdział I<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=6577259602770310983" name="_GoBack"></a><span style="font-size: small;">Otwieram
oczy. Oczywiście razem z całą kołdrą wylądowałem na podłodze,
jak zwykle przed dożynkami. Zawsze gdy mam koszmary, budzę się
zesztywniały i skulony na samym środku łóżka. Jednak nie w te
noce raz w roku, które zapowiadają najgorszy horror całego świata.
Głodowe Igrzyska. Nienawiść, ból i fala współczucia – tak
różne emocje wywołują te dwa słowa. Patrzę na księżyc w
oknie. Dopiero koło trzeciej nad ranem. Można by spróbować
zasnąć, ale nie jestem pewien czy będę w stanie. Przykładam
głowę do poduszki, lecz mimo obaw przed bezsennością, ponownie
zanurzam się w oceanie koszmarów.</span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;"> ***</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Peeta, wstawaj ty
cuchnący leniu! – miła pobudka, myślę, ale nie mówię tego na
głos. Moja mama nie ma dla nas litości, nawet w tak okropny dzień
jak dożynki. Choć z drugiej strony ma rację. Przy ciężkiej pracy
najlepiej zapomina się o kłopotach. Rzucam się więc w wir
poranka. Myję się, ubieram i zaczynam robotę. Normalka… W końcu
każdego dnia Strażnicy Pokoju chcą mieć świeży chleb. Na
większości z nich Igrzyska nie robią żadnego wrażenia. Ładuję
drugą blachę bułek z sezamem, kiedy słyszę pukanie do drzwi.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Ja otworzę – mówi
tata. No tak, pewnie przychodzi ktoś od handlu. Ojciec rozgląda się
i wychodzi do przedpokoju otworzyć drzwi. Teoretycznie mama wie, że
jej mąż prowadzi interesy z myśliwymi, ale mimo wszystko staramy
się trzymać ją od tego z daleka. Tata nie lubi, kiedy mu się
przeszkadza, a ona robi to już wystarczająco często. Zerkam za
nim, żeby podejrzeć z kim handluje. Widzę czarnowłosego wysokiego
chłopaka z kilkoma upolowanymi zwierzakami przytroczonymi do pasa.
Gale Hawthorne. Mieszka w Złożysku i poluje od bardzo dawna. To z
nim tata najczęściej handluje. Ale ja zwracam na niego uwagę z
innego powodu. Mianowicie, jest najlepszym przyjacielem Katniss
Everdeen, ale mnie się wydaje, że łączy ich coś więcej,
przynajmniej ze strony Gale’a. Może obsesja i zazdrość mnie
zaślepia, albo coś w tym stylu, ale nie podoba mi się to. Patrzę
ze złością na chłopaka, który ma szczęście być tak blisko
niej. Polują razem, w szkole są nierozłączni, wspierają się
nawzajem w każdej sytuacji. Czemu to nie ja jestem na jego miejscu,
zadaję pytanie, lecz natychmiast sam sobie odpowiadam: bo nigdy nie
próbowałeś się do niej zbliżyć. Zawsze cię onieśmielała i
odbierała mowę. Tylko ten jeden kwietniowy dzień, mój „chlebowy
dzień”, jak go nazywam. Ale z zamyślenia wyrywa mnie głos ojca,
który karze mi przynieść szybko bochenek z ostatniej tury, więc
od razu wykonuję zadanie. Nie nawykłem do ignorowania poleceń
jedynej przyjaznej mi osoby w rodzinie. Szybko podaję pieczywo tacie
i czując na sobie wzrok Hawthorna, wracam do pieczenia. Po chwili
pojawia się ojciec z marną wiewiórką w dłoni.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Będziemy mieć smaczną
kolację! – oznajmia uśmiechając się niepewnie. Wie, że to
marny przetarg i widzę, że boi się reakcji żony, ale ja go
rozumiem. W dożynki wszyscy wydajemy się sobie bliżsi… Ja też
nie miałbym siły targować się z chłopakiem, który ma wyjątkowo
duże szanse na bycie trybutem. Z tego co zauważyłem, Gale ma sporą
rodzinę i nie jest w stanie utrzymać jej bez pobierania astragali.
Myślę, że ma pod pięćdziesiąt wpisów, więc ja z moimi
pięcioma czuję się wyjątkowo pewnie i bezpiecznie. Słyszę kroki
na schodach. Moi starsi bracia. Nie wiem co robili do tej pory w
łóżkach, ale nie interesuje mnie to. Stubb ma już dwadzieścia
lat i nie bierze udziału w losowaniu, ale Flan jest dwa lata starszy
ode mnie i to jego ostatni rok. Ma jednak dziewięć karteczek w
kuli, a nie siedem, bo kilka lat temu nastał okropny głód i nawet
my, mieszczanie, nie przeżylibyśmy bez dodatkowych wpisów. Na
szczęście ja miałem wtedy jedenaście lat i nie mogłem zgłaszać
się po astragale. To dlatego Flan czuje się lepszy ode mnie. Więcej
wpisów, większe ryzyko, większa szansa na zostanie trybutem. Ja
jednak śmieję się z niego tylko, kiedy pomyślę o najstarszych
dzieciakach ze Złożyska, które mają po dziesiąt wpisów. I kto
tu igra z losem. Na pewno nie Flan!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">Po skończeniu pracy
nastaje czas na przygotowanie się do dożynek. Wdrapuję się do
pokoju, który dzielę z braćmi, aby zedrzeć fartuch i ubrać się
w coś przyzwoitego. Nie jest mi za wygodnie, bo koszulę mam po
Stubbie, który jest trochę drobniejszy ode mnie, ale nie stać nas
na coś lepszego. W dodatku ta idiotyczna fryzurka z zaczeską do
tyłu. Według mamy najlepiej tak wyglądam, ale ja czuję się jak
lew z toną brylantyny na włosach. Cóż, z nią nie da się
wojować… Ale czas wychodzić, dochodzi wpół do drugiej. O
drugiej mamy być wszyscy na placu, starzy czy młodzi, aby obejrzeć
rozpoczęcie okrutnej zabawy Kapitolińczyków.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">Staję w kolejce do
zaświadczenia swojej obecności. Widzę przed sobą długi sznur
dzieci od dwunastego do osiemnastego roku życia. Patrzę na
dziewczynkę w ciemnych lokach i liliowej sukience, jak nerwowo
rozgląda się w poszukiwaniu znajomych, na chłopaka w moim wieku
trzymającego za rękę siostrę. Dwoje z nas wszystkich będzie
trybutami. Może będę to ja. Zaraz jednak odsuwam od siebie tą
myśl. Nie, to niemożliwe! Każdy dzieciak ze Złożyska ma dużo
większe szanse ode mnie – pocieszam się, składając krzywy
podpis na jakimś urzędowym druczku. Zostaję skierowany razem z
grupą innych szesnastolatków do jednego z sektorów bliżej sceny.
Po drugiej stronie placu, w sektorze dziewcząt, uśmiecha się do
mnie Delly Cartwright, moja przyjaciółka. Zawsze roześmiana, nigdy
nie powiedziała o nikim złego słowa. Jest niesamowita. Próbuję
odesłać jej równie pokrzepiający uśmiech, ale wychodzi mi tylko
głupi grymas, bo wyobrażam ją sobie na arenie. Delly, która nie
potrafi zabrać młodszemu dziecku lizaka. Rozmyślania przerywa mi
głos burmistrza Undersee’ego, który rozpoczyna dożynki
odczytaniem długiego i kłamliwego przemówienia na temat początków
Panem. Mnie jednak zaprząta myśli coś innego. Chaotycznie próbuję
wypatrzeć w tłumie Katniss, powinna być gdzieś w sektorze z
Delly. Jest! Patrzy po części z rozbawieniem, po części z
irytacją na ostatniego pozostałego przy życiu triumfatora Igrzysk
z Dwunastego Dystryktu, Haymitcha Abernathy’ego. Jak zwykle pijany,
wtacza się na scenę i zasiada na jednym z trzech foteli
przeznaczonych dla niego, burmistrza i Effie Trinket. Effie, no
właśnie. Jest opiekunką trybutów z Dwunastki i jak co roku
wygląda idiotycznie. Właśnie próbuje wyswobodzić się z objęć
Haymitcha, a jej różowawa peruka przekrzywia się zabawnie na prawą
stronę. Mimo wszystko nie traci rezonu i drobi do mikrofonu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">- Wesołych Głodowych
Igrzysk! Niech los zawsze wam sprzyja! – oznajmia
rozentuzjazmowana. – Damy mają pierwszeństwo…</span></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: small;">Jak co roku podchodzi
najpierw do kuli dziewcząt, a ja myślę o Katniss i o Delly. Tylko
nie one, BŁAGAM! Słyszę: „Primrose Everdeen!”. Już wiem, co
się zaraz stanie…</span></div>
Sugestywnahttp://www.blogger.com/profile/18158795288883825997noreply@blogger.com1